Budzę się, przez dłuższą chwilę wszystko jest białe. Jak długo byłem nieprzytomny? Z pewnością wystarczająco, aby ktoś mnie znalazł i w jakiś sposób przetransportował do szpitala… Próbuję się podnieść, ale wszystko mnie boli i podejście kończy się niepowodzeniem.
- Hej..? - słyszę swój zachrypnięty głos.
- Obudziłeś się, chwała Bogu! - ucieszyła się obca mi staruszka. - Modliłam się za ciebie, chłopcze - wyznaje, a ja cicho jej dziękuję, chociaż nawet gdybym chciał, to nigdy nie uwierzę, że modlitwa mogła mieć jakikolwiek wpływ na stan mojego zdrowia.
Chwilę patrzę się w sufit i składam szczątki wspomnień, ale niewiele tego jest, poza uprzejmą radą, abym wybrał się do fryzjera.
- Co się właściwie stało? - pytam, bo liczę na to, iż kobieta coś zauważyła.
- Pobili cię jacyś chuligani, strasznie się bałam! - niemal krzyczy staruszka. - Nie widziałam niestety ich twarzy… Zresztą oni wszyscy są tacy podobni, wiesz. Te paskudne, łyse głowy i ciężkie buty, okropność!
- Mhm - wydobywa się z moich ust, bo chyba na zbyt wiele więcej mnie nie stać. Lekarz wyłania się jakby znikąd, ale jego słowa są niewyraźne, chociaż z pewnością zadaje mi pytania. Po chwili cały obraz mi się rozmywa i odpływam.
Mój następny przebłysk świadomości ma miejsce, kiedy odwiedzają mnie moi rodzice. Lekarz mówi, że nic mi nie jest i jak tylko się obudzę, to mogą mnie ze sobą zabrać. Sam nie wiem, czy się cieszę, jednak witam się, aby zwrócić uwagę na to, iż jestem już przytomny.
- Matko, Spencer! Jak mogłeś nas tak wystraszyć?! - niemal krzyczy moja rodzicielka. Milusio jak zwykle.
- No przecież specjalnie to zrobiłem, a jak… - prycham pod nosem i zaczynam się zbierać, bo na dobrą sprawę szpitale nie należą do moich ulubionych miejsc, a w tym czasie rodzice mnie wypisują.
Drogę powrotną do domu pokonujemy w milczeniu, nie słuchamy też muzyki. Mógłbym i może powiedzieć, że jedziemy po prostu w ciszy, jednak warkot silnika volva v70 należącego do mojego ojca sprawia, iż jest wręcz przeciwnie. Swoją drogą musieli się faktycznie dosyć mocno zmartwić, inaczej mama za żadne skarby by nie wsiadła do auta mojego taty, nienawidzi tego grata całym sercem.
Milczenie przerywamy po przejściu progu naszego domu.
- Znowu planowałeś wagarować, zgadza się? - naskakuje na mnie matka.
- Nawet jeśli, kogo to obchodzi? - ziewam. - Chcę się położyć - mówię, chociaż nie do końca jest to prawda - po prostu mam dość tej rozmowy, dlatego też wchodzę po schodach i znikam u siebie. Torbę rzucam na ziemię, a sam zgarniam z biurka mojego acera i kładę się z nim do łóżka. Prawdopodobnie nie powinienem tego robić, ale jak każdy dzieciak w obecnych czasach, mam bogate życie internetowe i nawet wstrząśnienie mózgu jakoś mnie nie zniechęca, zwłaszcza, że sam słyszałem, jak lekarz nazywa je bardzo delikatnym.
Moja wiara w ludzkość jak zwykle spada do zera, kiedy nadrabiam zaległości na facebooku, dlatego dla odprężenia włączam pierwszą lepszą grę, jaka wpadnie mi pod kursor. Tak też spędzam większość popołudnia, żeby nagle zdać sobie sprawę, że jest trzecia nad ranem i znowu straciłem poczucie czasu… Wyłączam komputer i usiłuję zasnąć, ale niespecjalnie mi to wychodzi. Analizuję, co zdarzyło się w ciągu ostatniej doby. Jej. Nawet by się chciało komuś o tym opowiedzieć, ale komu?
Nagle jak w odpowiedzi mój telefon zaczyna wibrować. Na ekranie wyświetla się imię, którego z początku nie kojarzę, a dopiero po dłuższej chwili łączę je z chłopakiem, którego jakiś czas temu poznałem w porcie. Z braku lepszego zajęcia postanawiam wcisnąć zieloną słuchawkę.
- Tak? - odzywam się.
- Nie obudziłem cię..? - głos ma smutny i nieco inny przez telefon, ale to z pewnością on.
- Nie, nie spałem jeszcze - wyznaję.
- To dobrze… Jak ci minął dzień? - pyta, a ja chyba się krzywię.
- Dzwonisz do mnie w środku nocy, aby o to zapytać? - dziwię się.
- Chciałem cię usłyszeć… - chcę się odezwać, ale wtedy ponawia pytanie. - Więc jak ci minął ten cholerny dzień?
- Źle - stwierdzam. - Cholernie źle. A jak minął twój cholerny dzień?
- Pytasz z grzeczności, zgadza się?
- Dokładnie tak - stwierdzam, że nie ma sensu kłamać. - Czemu chciałeś mnie usłyszeć?
- Sam nie wiem. Trochę mi smutno - nie dziwi mnie tym wyznaniem.
- Stało się coś? - pytam, udaje mi się nawet zdobyć na cień zainteresowania w głosie.
- Nie do końca… Rozpakowałem już po przeprowadzce wszystkie pudełka, ale… Chociaż mój pokój wygląda niemal identycznie, to zupełnie nie czuję się tutaj na miejscu - odpowiada. - Pewnie wiesz jak to jest…
- Mieszkam w tym samym domu niemal od urodzenia - prostuję, a zanim jeszcze zdąży wtrącić jakieś westchnienie, dodaję, że mogę sobie to uczucie wyobrazić, chociaż to już stuprocentowe kłamstwo. Ja i uczucia… Cóż, to raczej średnia para, tak delikatnie mówiąc.
Odpowiada mi westchnienie.
Czemu w ogóle z nim rozmawiam? Akt totalnej desperacji czy coś?
- Wiesz, idę spać - oznajmiam i rozłączam się, zanim zdąży zaprotestować czy chociaż się odezwać. Ej no, nie jestem mu nic winien.
Czasem tak tylko przychodzi mi do głowy, że jestem robotem, humanoidem, jednak nikt mi o tym nie powiedział. Nie chodzi tu już nawet o to, iż prawdopodobnie odbieram świat inaczej niż osoby z mojego otoczenia. Nie do końca też ma znaczenie fakt, że jestem fatalny w takich sprawach jak odczytywanie mowy ciała, uczucia i odpowiednie reakcje. Zazwyczaj chodzi mi o takie zupełne pierdoły, jak chociażby skrzypiące kolana. Może to nie wina nieciekawego żywienia, braku jakiegoś pierwiastka i genów, a po prostu trzeba je naoliwić, zupełnie jak zawiasy w drzwiach?
Swoją drogą… To by było całkiem fajne. Skoro i tak nie umiem się dopasować do społeczeństwa, to niezwykle przyjemnie byłoby być czymś tak wyjątkowym, a przy okazji rozwiązałoby wiele moich wewnętrznych problemów.
Czeszę włosy i przez chwilę zastanawiam się, czy serio nie sięgnąć po nożyczki. Nawet jak na mój gust są nieco zbyt długie… Po kilkudziesięciu sekundach postanawiam je tylko przeczesać. “Nie możesz ułożyć w głowie, to ułóż chociaż na głowie” mówiła zawsze moja babcia, kiedy podziwiałem jak spina swoje piaskowe włosy w wymyślne fryzury. Była niezwykle elegancką kobietą, przepiękną wręcz, chociaż nie jedna bruzda znaczyła jej twarz. Mimo to, pięcioletni wtedy Spencer pokółcił się z rok starszym Shane’m o to, czyją żoną zostanie.
Prawie każdy dzieciak planuje w dzieciństwie poślubić rodzica lub rodzeństwo, jednak dla mnie i dla mojego brata, to babcia była najcudowniejszą kobietą na świecie. Byłaby nadal, gdyby tylko żyła…
Zakładam na siebie to co wpadnie mi w ręce, bo to jak wyglądam, chyba nie znaczy nic więcej. Idealny czy niedbały… Zazwyczaj i tak funkcjonuję jako cień. Rzadziej wysuwam się na pierwszy plan, idealnie pod celownik, chyba muszę się nieźle sprawdzać w roli ofiary.
Podnoszę kubek do ust i jak często mi się zdarza, kiedy się zamyślę, okazuje się być już pusty. Cóż, życie w automacie. Nie wiem, czy coś rani bardziej, niż rzeczy, które kiedyś były przyjemnościami, czymś cudownym, a teraz nawet się nie myśli, kiedy się je robi. Chciałbym poświęcać na wszystko nieco więcej refleksji, ale… Podobno nie robi mi to dobrze.
Kiedy nastepny rozdzial? <3
OdpowiedzUsuńW piątek. :'3
Usuń